Tekst w postaci pierwotnej ukazał się w Magazynie Turystyki Górskiej npm 2007/02

Korzystając z pobytu w Szwecji, chciałem wiosną 2006 roku ocenić ski-tourowe możliwości w górach Skandynawii. Niestety, splot okoliczności  - wypadek kolegi, perturbacje w pracy – spowodowały, że szerokie plany ograniczyły się do dwóch wyjazdów. Pierwszy prowadził w północną Szwecję (propozycje opisane w „n.p.m.” nr 1/2007), a podczas drugiego naszym celem miały być tereny w południowej (środkowej) Norwegii. Wyjazd podzieliliśmy na dwie części – pierwszy etap zaprowadził nas w najwyższe góry północnej Europy – Jotunheim, drugi spędziliśmy na wybrzeżu.

Jotunheim to jedne z najsłynniejszych gór w Norwegii - mówi się nawet, że są tym dla Norwegów czym Lake District dla Anglików, czy rejon Yosemite dla Amerykanów. Jak chwalono w jednym z przewodników, ponad 250 szczytów ma wysokość większą niż 1900 m n.p.m., a ich forma nosi wyraźne ślady działalności lodowców. Szczególnie widoczne to jest w charakterystycznych cyrkach lodowcowych pomiędzy szczytami i niekiedy w formie samych wierzchołków – wyglądają tak, jakby ktoś pracował nad nimi pilnikiem i próbował je spłaszczyć. Zresztą do dziś w rejonie znajduje się 60 lodowców, co prawda niezbyt wielkich – dwa największe mają po 15-16 km2, a tylko kilka z nich ma powierzchnię przekraczającą 10 km2. Nazwa Jotunheim oznacza „dom olbrzymów” i wywodzi się z mitologii skandynawskiej.

Pierwotny plan wyprawy zakładał dojazd do schroniska Spiterstulen – czynnego od marca – i potraktowanie go jako bazy wypadowej. Napisałem „dojazd”, ponieważ do schroniska prowadzi droga jezdna, otwarta w okresie, gdy schronisko jest czynne i nawet zimą można tam dojechać samochodem. Droga jest, niestety, prywatna i w recepcji uiszczamy stosowną opłatę. Gdy schronisko jest nieczynne, dojazd jest możliwy (zależnie od warunków śnieżnych) wysoko w dolinę Visdalen, lecz niestety od szlabanu pozostaje nam jakieś 6 kilometrów wędrówki drogą. Niestety, popełniliśmy błąd wywiadowczy – okazało się, że schronisko zamykane jest w końcu kwietnia i w czasie, kiedy zamierzaliśmy tam grasować (początek maja) już było nieczynne. Plan zmodyfikowaliśmy, instalując się w chatce wynajętej w gospodarstwie „agroturystycznym” Storhaugen w dolinie Bøverdalen. Pechowo to nie była ostatnia przeciwność, z jaką musieliśmy się zmierzyć, okazało się, że w 2006 roku wiosna była nienormalnie ciepła i śnieg stopniał do poziomu około 1100 metrów n.p.m. Nasze działania w okolicy można było więc określić zdaniem „w poszukiwaniu pozostałego śniegu”. Pierwszą wycieczką, którą podjęliśmy, była próba zdobycia Galdhøpiggen, ponieważ jednak wybraliśmy się na nią około południa, to nawet korzystając z bardzo długiego dnia musieliśmy odpuścić w okolicach Svellnose. Ze względu na fakt, że wizja lokalna pokazała brak śniegu na zboczach prowadzących wysoko w kierunku Glittertinden, a także perspektywa kilkukilometrowego ponownego deptania bitą drogą w kierunku Spiterstulen, zrezygnowaliśmy z próby wejścia na Glittertinden – opis, który zamieszczam poniżej powstał na podstawie lektury przewodników i częściowego rozeznania prowadzonego z drogi na Galdhøpiggen.

Drugi rejon, który chcieliśmy sprawdzić, to masyw Smørstabbtindan – jest to grupa kilku szczytów pomiędzy lodowcami Leirbrean, Smørstabrean (drugi co do wielkości lodowiec Jotunheim) oraz Storbrean. Miejscem startu jest schronisko Krossbu położone przy drodze numer 55, Sognefjellsveien, prowadzącej z Lom do Gaupne. Schronisko położone jest na wysokości około 1200 m n.p.m., w miejscu, gdzie droga zaczyna się wspinać z doliny Breidsæterdalen na płaskowyż pokryty niewielkimi wzgórzami i masą jezior – Sognefjellet. W maju schronisko jest czynne wyłącznie w weekendy i był to jedyny punkt podczas naszej norweskiej anabasis, gdzie mogliśmy narty przypiąć przy samochodzie.

Ostatni szczyt w rejonie, który udało nam się zaliczyć to Loftet – wspaniała dla narciarza góra położona pomiędzy dolinami Leirsdalen (oddzielającej masyw Galdhøpiggen od Smørstabbtindan) a Breidsæterdalen i stanowiąca niejako północną flankę grzbietu ciągnącego się od  Smørstabbtindan. Tu punktem wypadowym była zatoczka przy drodze, nieco powyżej zamkniętego Jotunheim Fjellstue – niestety, i tym razem prawie jedna trzecia podejścia pokonana została z nartami na plecach. Lepiej było w dół - prawie do poziomu drogi można było zjechać systemem kilku żlebów, w których zachował się śnieg.

Galdhøpiggen i Glittertinden

To dwa najwyższe szczyty Jotunheim i tym samym całej Skandynawii – biorąc pod uwagę wysokość części skalnej palma pierwszeństwa należy do Galdhøpiggen, lecz jego bezpośredni konkurent przykryty jest czapą lodową, która sięga czasami parę metrów wzwyż. Licząc z razem z „czapką”, Glittertinden bywa  wyższy. Punktem startu do wyprawy na oba szczyty jest schronisko Spiterstulen.

Droga na Galdhøpiggen zaczyna się przekroczeniem rzeki Visa, płynącej tuż pod schroniskiem (most), a następnie stromym podejściem na wysokość około 1800 m, gdzie teren zaczyna się lekko wypłaszczać. Kontynuujemy podejście w kierunku północno-zachodnim, a po wejściu na grzbiet opadający ze Svellnose kierujemy się wzdłuż grzbietu, prawie dokładnie na zachód. Po minięciu szczytu Keilhaus Topp schodzimy na lodowiec Piggbrean (górną część znacznie większego Styggebrean). Z lodowca podchodzimy bezpośrednio na szczyt Galdhøpiggen, na którym Norweskie Towarzystwo Geograficzne wybudowało schronienie. Całość zajmuje około 4-5 godzin. Ze szczytu możemy zjechać z powrotem tą samą drogą lub przez lodowiec Styggebrean udać się do schroniska Juvasshytta (niestety, wiosną najczęściej nieczynnego).

Glittertinden jest nieco odleglejszy od Spiterstulen – podejście może zająć około 7 godzin. Zaczyna się mniej więcej kilometr na północ od Spiterstulen – opuszczamy drogę prowadzącą do schroniska i zaczynamy wspinać się na zachodnie stoki Skauthoe, podchodząc trawersem w kierunku wypłaszczenia na grzbiecie spod niego opadającym. Wypłaszczenie to jest zachodnim ograniczeniem plateau, będącego fragmentem szerokiej doliny Skautflyi – skręcamy na wschód i podchodzimy pod południowo-zachodnie stoki Glittertinden. Nimi wchodzimy na szczyt. Pod koniec należy uważać, gdyż północne stoki to praktycznie urwisko opadające na lodowiec Grotbrean. Powrót tą samą drogą. Możliwe warianty to kontynuowanie wędrówki do schroniska Glitterheim lub też zejście ze Skautflyi w kierunku północno-zachodnim do doliny Visdalen kilka kilometrów niżej niż zaczynaliśmy podejście. Ten wariant może być  również korzystnym podejściem, gdy zaczynamy naszą turę w okresie, gdy dojazd do Spiterstulen jest niemożliwy -  wtedy zaoszczędzimy kilka kilometrów nieciekawego dreptania drogą.

Smørstabbtindan

Ciekawe szczyty znajdują się dokoła lodowca Leirbrean – stanowią jego naturalne granice (wyłączając północno-zachodnią). Część z nich oddziela go od położonego na południu Smørstabbrean oraz dużo mniejszego, a przylegającego do obydwu od wschodu lodowca Bjørnbrean. Od północnego wchodu gniazdo, o którym mówimy ograniczone jest lodowcem Storbrean.

Wycieczkę zaczynamy od schroniska Krossbu, kierując się na wschód dolinką potoku Leira. Po dwóch kilometrach dochodzimy do lodowca Leirbrean. Stąd możemy wybrać się na znajdujący się na wprost nas Store Smørstabbtindan – skręcamy na północny wchód, jezioro Leirvatnet omijamy od południowego wschodu i skręcamy na południowy wschód tak, by na szczyt wejść grzbietem opadającym na północny zachód. Inna możliwość to kontynuacja drogi lodowcem na południe, tak by dotrzeć do głównej jego części. Dokoła niej znajdują się interesujące nas szczyty. Do najbardziej narciarskich można zaliczyć (zaczynając od południowego zachodu) Kalven, Skeie, Sokse. Wszystkie one dostępne są z lodowca. Ja poleciłbym nieco inną możliwość – kontynuujemy naszą trasę na południe – minąwszy Kalven docieramy na lodowiec Smørstabbrean. Dość zaskakujący jest sposób wyznakowania trasy przez lodowiec – swoistymi tyczkami są tu wbite w śnieg, ucięte gałązki. Opis tego szlaku wprowadził Martę w konsternację – jako filolog szwedzki w miarę swobodnie rozumie norweski w obu odmianach. Jednakże napotkawszy termin „szlak gałązkowy” (kvisteruten) mający prowadzić przez lodowiec była pewna, że coś jej się pomieszało. Dopiero na lodowcu spłynęło na nią olśnienie... Po minięciu Kalven, skręcamy na wschód i po chwili opuszczamy szlak, kierując się na szerokie siodło pomiędzy Storebjørn a Veslebjørn. Na grzbiet wchodzimy zachodem, tuż poniżej skał opadających z Storebjørn. Wyprowadza on nas na grań nieco powyżej przełęczy. Stamtąd możemy jego północnymi stokami wyjść na szczyt, a następnie zjechać na lodowiec Bjørnbrean. Na lodowiec możemy też zjechać z punktu osiągnięcia grani – zjazd najlepiej prowadzić tak, by jak najmniej stracić wysokości – naszym celem jest przełęcz pomiędzy Veslebjørn a Sokse. Podczas podejścia na przełęcz warto przyjrzeć się Storebjørn – stąd dokładnie widać, dlaczego góra nazywa się „duży miś”. Z przełęczy możemy zjechać poprzez Leirbrean z powrotem do Krossbu lub podziałać na którymś z okolicznych szczytów. Pomiędzy Skeje a Veslebjørn znajduje się przepiękna grań, wręcz zachęcająca do wspinaczkowego trawersu.

Loftet

Jednym z ciekawszych narciarsko szczytów w rejonie jest Loftet, dostępny bez problemu z okolic Jotunheim Fjellstue. Z zatoczki na drodze, w jej najwyższym w tym miejscu punkcie, udajemy się na południe, podchodząc w kierunku górującego nad okolicą szczytu Veslloftet. Musimy dostać się na pola śnieżne umożliwiające ominięcie po prawej stronie skalnych ścian opadających z Veslloftet. Dostajemy się na nie grzbietem ograniczającym z lewej strony system żlebów opadających centralnie nad znajdujące po południowej stronie drogi wypłaszczenie z kilkoma jeziorkami. Polami śnieżnymi okrążamy strome partie od zachodu, a następnie systemem mniej nachylonych grzbiecików i pól śnieżnych wychodzimy na grzbiet powyżej Veslloftet. Stamtąd idziemy grzbietem w kierunku południowo-zachodnim, osiągając rozległe szczytowe plateau. Szczyt jest zaznaczony kamiennym kopcem (plateau jest praktycznie płaskie), a od wschodu ograniczone urwistymi ścianami cyrku lodowca Høgskridubrean. Z plateau mamy wspaniały widok na masyw Galdhøpiggen, z okolic szczytu widać masyw Smørstabbtindan z doskonale widocznym „misiem” i drogą wejścia na Store Smørstabbtindan. Zjeżdżamy drogą podejścia, a gdy warunki śniegowe są dobre, możemy pokusić się o zjazd wspomnianymi żlebami.

Zaproponowane wycieczki są tylko maleńkim ułamkiem możliwości rejonu. Podobnie jak pozostałe góry Skandynawii, Jotunheim to raj dla miłośników nart cross-country czy lekkich telemarków. Pomiędzy schroniskami i chatkami opisane są (a i niekiedy wyznaczone – tak jak opisany szlak gałązkowy) trasy biegnące dolinami i po płaskowyżach. Zresztą, jak napisała nam kiedyś koleżanka zamieszkująca na stałe w Norwegii, tubylcy wykazują się nadprzyrodzonymi zdolnościami do górskiej jazdy w „biegowym” wyposażeniu. Gdy opuścimy rejony otwartych schronisk, góry te stają się też naprawdę dzikie – poza rejonem Smørstabbtindan, gdzie byliśmy w niedzielę, nie spotkaliśmy nikogo.

INFORMACJE PRAKTYCZNE

Mapy

  • „Jotunheimen Vest” (część zachodnia) 1:50 000
  • „Jotunheimen Aust” (część wschodnia) 1:50 000

Granica map przebiega dokładnie w miejscu, gdzie znajduje się Spiterstulen – korzystając z niego jako bazy, musimy nabyć obie mapy. Na informacyjnej stronie mapy znajduje się zestaw przydatnych informacji – niestety tylko podsumowanie jest po angielsku i niemiecku.

Przewodniki

Nie spotkałem się z typowym przewodnikiem po tych okolicach przeznaczonym dla ski-alpinistów. Kilka przewodników po interesującym rejonie (niestety po norwesku) można znaleźć na stronie: www.nfo2000m.no/Litteratur.html

Schroniska

Spiterstulen - www.spiterstulen.no

Krossbu - www.krossbu.no

Glitterheim - www.glitterheim.no

Juvashytta - www.juvasshytta.no

Spiterstulen, Krossbu, Glitterheim są okresowo otwarte w zimie i wiosną, w pozostałych okresach dla członków DNT (norweskiej organizacji turystycznej) możliwy jest nocleg za pobraniem kluczy. Juvashytta jest czynna w okresie letnim. W schroniskach należących do DNT członkowie mają zniżki, natomiast ani w schroniskach DNT, ani prywatnych nie są respektowane typowe dla „kontynentalnej” europy zniżki organizacji alpejskich.

Transport

W Norwegii rozwinięta jest sieć połączeń autobusowych. W opisywany rejon najlepiej dostać się autobusem do Lom, a stamtąd kombinować połączeniami lokalnymi lub stopem. W sezonie (np. blisko Wielkanocy) DNT prowadzi połączenia autobusowe do większych schronisk - informacje na stronach www. Informacje o możliwości dostania się w rejon znajdują się także na: www.summitpost.org/area/range/150872/jotunheimen-area.html

My dotarliśmy w rejon samochodem (i to jest chyba najlepsza opcja), zabierając po drodze dwójkę kolegów, która tanimi liniami (latają z Warszawy) dotarła do Oslo.

Inne informacje

Opisy schronisk, propozycje wycieczek znajdują się na stronach Norweskiej Organizacji Turystycznej:

www.turistforeningen.no

Galeria zdjęć z wyjazdu w maju 2006

Zdjęcia z wyjazdu mozna zobaczyć w galerii "Skandynawia:Norwegia - Jotunheim"